poniedziałek, 7 lipca 2014

Dziś trochę inaczej.

Witam wszystkich. 
Dziś opowiem wam o tym, co dziś trochę zepsuło mi dzień. 

Pojechałam dziś z koleżanką nad wodę, wiecie korzystać ze słońca, popluskać się, poopalać na plaży, pogadać - słowem po prostu wyluzować i poczuć wakacje. Było fantastycznie. Do naszych dwóch ręczników doszły kolejne i kolejne i w końcu było nas z siedem. Gdy piątka dziewczyn poszła się ochłodzić i zostałam sam na sam z jedną z nich nadjechała... moja ex przyjaciółka. Sama nie wiem dlaczego się do mnie przestała odzywać, jeśli w ogóle to była ona, bo fakty mną wstrząsnęły. 

retrospekcja 

Godzina w pół do drugiej po południu. Spokojny smażing na plażingu z koleżanką. 

Ona : Patrz kto jedzie.
Ja : Kto, bo nic nie widzę?
Ona : No ONA! 
Ja : Wyjeb... 
Ona : Ale to ty masz zabronione odzywanie się do niej. 

koniec retrospekcji

Że co, kuźde, proszę? 
Wychodzi na to, że moja mama jest na tyle wredna, że skłoniła się do tego, by zakazać mi do kogoś się odzywać, czaicie? 
W rzeczywistości to pewnego pięknego ONA po prostu mnie olała. No ale, to jak zwykle ja wychodzę na tą złą jędzę, która ot tak sobie nagle zamyka gębę na kłódkę i przestaje się odzywać do ludzi na rozkaz. 
Może frytki do tego? 

Nosz do jasnej cholery! 
Przez jedenaście lat byłam cacy, a teraz jestem be? 
A najlepsze jest to, że mnie to całe jej odejście obeszło. Sądziłam, że mną to wstrząśnie czy coś... Wiecie, jak to opisują te jedenasto/czternastolatki, że bolało jak szlag itp. 
Może choruję na znieczulicę, co?
Ale mordowane zwierzątka nadal skłaniają mnie do płaczu, więc sama nie wiem, co o tym myśleć. 
Może po prostu przestać. 
Skończyć od razu, za jednym zamachem. 



I pamiętajcie. 
Lepsza krytyka od wroga, niż podlizywanie się fałszywego przyjaciela. 

sobota, 5 lipca 2014

Lekkie przesłanie inspirowane Sową w wiśniach.

Cześć wszystkim!


Dziś napiszę zainspirowana dziewczyną z bloga WiśniowaSowa - tu macie link.

Napisała ona o teraźniejszych ludziach. Osobach, dla których popularność, pieniądze i wszelkie dobra powinny przyjść same, najlepiej bez trudu z ich strony i za darmo.

Tak jednak nie jest. 

I tu zaczynają się schodki. 

Z obserwacji moich znajomych, kolegów i innych osób, jakie napotykam na swojej drodze, dochodzę do wniosku, że jeżeli my - a tu mówię o MŁODYCH ludziach - mamy być przyszłością tego kraju, to leży ona w gównie i kwiczy. Sama telewizja pokazuje jak strasznie jest z ludźmi w wieku 11/18. Palenie, ćpanie i picie. I powiedzcie mi co jest w tym fajnego? Wyniszczanie organizmu, a do tego opłacanie tego z własnej kieszeni i to wielkimi sumami pieniędzy. Czy naprawdę tak nisko upadliśmy, by problemy w stylu "o kufa, wywiadufka a ja mam pałe z matmy!" zapijać czy przepalać? Serio!? 

A potem wychodzi z tego, coś w stylu "bo ta pani źle tłumaczy", "bo ja nie rozumiałem" itp. To cholera przysiądźcie do książek na te 30 minut i napiszcie chociażby na 2, pójdźcie na zajęcia dodatkowe organizowane w szkole. To mało co kosztuje, a i problemów mniej. 

Albo niska odporność psychiczna jaką prezentujemy. Dlaczego? Bo dzieciątko ma problemy, więc tupnie i ma telefonik, tablecik, samochodzik, motorek, wieżę czy inne nowinki technologiczne po 1000 zł lub więcej. Kiedyś było inaczej. Ludzie musieli CIĘŻKO ZAPRACOWAĆ na czekoladę, a tu? 

Rozumiem, że rodzice chcą jak najlepiej dla swoich dzieci, żeby miały to czego im brakowało, ale bez przesady. 

Wracając do głównego wątku. 

Ludzie mimo tego wszystkiego co mają, stali się strasznie wstydliwi. 

Wstydzę się chodzić do kościoła, wstydzę się pokazać w ciuchach z ciucholandu, wstydzę się tego, tamtego... 

Ale kiedy już dzieje się coś złego to zaczyna się coś takiego : 

Boże, pomóż mi. Wiem, że udawałem, że cię nie ma, ale pomóż. 

A kiedy nadarza się okazja i wszystko co trzeba zrobić to troszkę napracować się na zadowalający efekt, to wtedy: 

Jak mogłeś tak mnie zostawić? Ty wcale nas nie kochasz... Ciebie nie ma! 

I jak do czegokolwiek ma dojść to społeczeństwo? 

Na dzisiaj chyba tyle. Dziękuję blogerce, która zainspirowała mnie do napisania tego posta. 
Wiedz, że jesteś fantastyczna. 

czwartek, 3 lipca 2014

~3! 2! 1!~

Tak, dobrze widzicie. Jest to mój kolejny blog, aczkolwiek pierwszy z tego typu. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do pisania o sobie i tym co aktualnie przeżywam, ale wszystkiego trzeba spróbować. 

Od kilku dni chodzi za mną pomysł o tym, co mogłabym tu zamieszczać, ale robić to tak, żeby nie powielać pewnych wzorów, które niestety czasem pojawiają się zbyt często. Nie chciałabym żeby wyglądało to tak "Wyszłam dzisiaj na dwór z przyjaciółmi, było fajnie. Macie kilka fotek, żeby nie zaburzyć ciągłości...". Jak dla mnie wygląda to na opis czegoś, czego się po prostu nie chce robić, tak więc czegoś takiego nie będzie. 
jesień 2013r. 

Kolejne co to zdjęcia w ciuchach ze sklepów typu Reserved, Cropp, H&M i mówienie o tym jako o oryginalności. Kolejne zło wcielone. Powiedzmy sobie szczerze, nawet zdjęcia ładnych butów (typu Air Max), aczkolwiek powielone to nie jest oryginalność, tak samo jak leginsy w panterkę lub w paski. 

Ludzie w blogosferze jednakże sądzą, że pokazanie się w ciuchach, które jednak nie są tyle warte niż zostało zapłacone da im rozgłos i "sławę" w stylu znanych szafiarek. Ja czegoś takiego nie toleruję po prostu. Lubię niektóre pozycje z w/w miejsc, ale patrzenie na żywe modelki na mieście wystarczająco mnie wykańcza. Do tego sama nie wyglądam idealnie - nie jestem szczupła jak większość osób prowadzących takie blogi, do tego noszę dość duże okulary w stylu kujonki, a mojej fryzurze przydałby się fryzjer- więc niewiele ciuchów wygląda na mnie dobrze.

Tak wiem, że większość z Was napisze, że wystarczy dieta i ćwiczenia, i wszystko można dopracować. Też to wiem i naprawdę chcę coś ze sobą zrobić, ale nie mam motywacji. Nie mam gdzie ćwiczyć, a moja mama kocha typowo polskie jedzenie - byle tłusto, byle syto! Od tygodnia staram się zmienić swoje żywienie, jem mało a często, ćwiczę z każdym możliwym trenerem (ale to już dłużej niż tydzień) i nadal nie widząc efektów (poza coraz większym mięśniem uda) po prostu tracę motywację.
trzeba się zacząć motywować! 

Ten blog to ma być coś, co pomoże mi przekonać samą siebie, że trzeba się kochać, ale też nad sobą pracować. Nie łudzę się, że w cudowny sposób zmienię się czy coś innego, ale pragnę wierzyć, że dzięki Wam zacznę nad sobą pracować, by za rok, dwa, pięć móc się Wam pokazać z całkiem innej strony. 

Na dziś to chyba koniec. Mam nadzieję, że ktoś doszedł do tego miejsca i się nie zanudził. Tak więc do zobaczenia. :)