Witam wszystkich.
Dziś opowiem wam o tym, co dziś trochę zepsuło mi dzień.
Pojechałam dziś z koleżanką nad wodę, wiecie korzystać ze słońca, popluskać się, poopalać na plaży, pogadać - słowem po prostu wyluzować i poczuć wakacje. Było fantastycznie. Do naszych dwóch ręczników doszły kolejne i kolejne i w końcu było nas z siedem. Gdy piątka dziewczyn poszła się ochłodzić i zostałam sam na sam z jedną z nich nadjechała... moja ex przyjaciółka. Sama nie wiem dlaczego się do mnie przestała odzywać, jeśli w ogóle to była ona, bo fakty mną wstrząsnęły.
retrospekcja
Godzina w pół do drugiej po południu. Spokojny smażing na plażingu z koleżanką.
Ona : Patrz kto jedzie.
Ja : Kto, bo nic nie widzę?
Ona : No ONA!
Ja : Wyjeb...
Ona : Ale to ty masz zabronione odzywanie się do niej.
koniec retrospekcji
Że co, kuźde, proszę?
Wychodzi na to, że moja mama jest na tyle wredna, że skłoniła się do tego, by zakazać mi do kogoś się odzywać, czaicie?
W rzeczywistości to pewnego pięknego ONA po prostu mnie olała. No ale, to jak zwykle ja wychodzę na tą złą jędzę, która ot tak sobie nagle zamyka gębę na kłódkę i przestaje się odzywać do ludzi na rozkaz.
Może frytki do tego?
Przez jedenaście lat byłam cacy, a teraz jestem be?
A najlepsze jest to, że mnie to całe jej odejście obeszło. Sądziłam, że mną to wstrząśnie czy coś... Wiecie, jak to opisują te jedenasto/czternastolatki, że bolało jak szlag itp.
Może choruję na znieczulicę, co?
Ale mordowane zwierzątka nadal skłaniają mnie do płaczu, więc sama nie wiem, co o tym myśleć.
Może po prostu przestać.
Skończyć od razu, za jednym zamachem.
I pamiętajcie.
Lepsza krytyka od wroga, niż podlizywanie się fałszywego przyjaciela.